Zaczynamy Naszą pierwszą na tak dużą skalę podróż. (W sensie, że tak daleko:) Można by nawet rzec, że praktycznie w "ciemno"). Przygotowania zaczęliśmy gdzieś w połowie września 2009 roku. W pierwszej kolejności zaczęliśmy od wyboru miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Braliśmy pod uwagę- oprócz Tajlandii, Malezji (Kuala Lumpur) i Singapuru- Kambodżę, Bali tudzież Borneo. Po niezliczonej ilości nieprzespanych nocy poświęconych na czytanie, przeglądanie, dopytywanie i porównywanie- postawiliśmy jednak na Wietnam. Dlaczego? Kambodża- chyba zbyt niebezpieczna, natomiast Borneo i Bali wydało Nam się zbyt komercyjne i zbyt mocno przeludnione turystycznie- a My przecież nie należymy do osób, które "turystami" chcą być nazywani. Interesuje Nas socjologiczna strona społeczeństwa, zwyczaje,kultura i wszystko to co związane jest z życiem codziennym mieszkańców danego regionu, kraju. Wietnam wydał Nam się krajem najbardziej egzotycznym. (Ostateczną wersję trasy uzgodniliśmy ok. grudnia. Oczywiście przez cały ten okres codziennie, a wręcz kilkanaście- a czasem nawet kilkadziesiąt razy dziennie monitorowaliśmy ceny biletów lotniczych w przeróżnych konfiguracjach, tak aby "załapać" się na najbardziej korzystnie cenowo.) Wersji było milion pięćset sto dziewięćset;), bo tyleż samo razy ceny ulegały zmianie. W końcu, któregoś zimowego lutowego dnia, a raczej wieczora- zdecydowaliśmy się zabookować pierwsze bilety- Warszawa- Bangkok. Polecam stronę www.skyscanner.pl - to wyszukiwarka lotów. Zdecydowaliśmy się na rosyjskie linie lotnicze Aeroflot- z bardzo prozaicznej przyczyny- były najtańsze. W porównaniu z takimi liniami lotniczymi jak Lufthansa czy Finnair różnica w cenie wynosiła nawet 1000 - 1300 zł, tak to prawda, że komfort lotu pewnie był dużo niższy, ale Nas chyba nic nie jest w stanie już zaskoczyć;)Czy się baliśmy faktu, że to ROSYJSKIE linie? No baaa! Pamiętam jak podczas, któregoś lotu przysłuchiwałam się rozmowie starszego Pana, (pewnie PRLowskiego prominenta), który opowiadał siedzącemu obok Polakowi, o tym jak to w latach 90 latał do Rosji i widział wypadające nity ze skrzydła samolotu. I pewnie była to prawda. Ileż ja się naczytałam o tych liniach lotniczych, a ileż naoglądałam;) w każdym bądź razie-teraz AEROFLOT są na prawdę bardzo sprawdzonymi liniami. Kiedy mieliśmy już bilety do Bangkoku na swojej skrzynce mailowej, zaczęliśmy kilka dni później bookować kolejne bilety- ponieważ z każdym nowym dniem bilety oczywiście drożały. A więc- zabookowaliśmy
Bangkok- Kuala Lumpur (Malezja)
następnie
Kuala Lumpur- Singapur
dalej
Singapur- Ho Chi Minh (dawny Sajgon) Wietnam
aż w końcu
Ho Chi Minh- Bangkok
po Azji będziemy przemieszczać się malezyjskimi liniami Air Asia, a także singapurskimi Tiger Airways. Polecam z całego serca bardzo przyjemnych i tanich przewoźników azjatyckich. Na prawdę tanich- za wszystkie loty zapłaciliśmy coś ok 660 zł z dodatkowym bagażem 15 kg.
Kilka słów na temat bezpieczeństwa- niezwykle przydatnymi w tej kwestii stały się wypowiedzi, a także sugestie osób, które stosunkowo nie dawno odwiedziły tamte rejony świata, albo przebywają w nich do tej pory. (Podziękowania szczególnie dla naszego niezastąpionego kolegi Bartka- częstego gościa audycji "Z mikrofonem dookoła świata" - zachęcam do odwiedzenia strony www.barto81.geoblog.pl) aby nie przedłużać wymienię minimum w temacie niezbędników:
- xifaxan (na choroby przewodu pokarmowego - spowodowane tamtejszym jedzonkiem;)
- malarone ( koniecznie- mimo wszystko)
- bardzo mocne spraye odstraszające komary- (najlepiej kupić na miejscu, są najsilniejsze)
- ubezpieczenie
- szczepienia (WZW typu A i B, dur brzuszny, wścieklizna, tężec, błonica)
- moskitiera (do zawieszenia nad łóżkiem- z najmniejszymi jak tylko się da "oczkami")
- tabletki przeciwbólowe (nurofen forte... tak, tak- te same, za które w Bolonii zapłaciłam 13 euro - słownie TRZYNAŚCIE EURO! ;)
- plastry, bandaż i to chyba tyle.
Niezbędnymi są także oczywiście wizy- niestety Tajlandia ponownie wprowadziła płatne, spóźniliśmy się kilka miesięcy, (- do załatwienia w Ambasadzie Królestwa Tajlandii w Warszawie, albo on arrival- co wiążę się z wielogodzinnym wyczekiwaniem w kolejce na lotnisku). Przy załatwianiu wiz upoważniających Nas do wjazdu na teren Tajlandii spotkała Nas pierwsza niespodzianka- w przypadku dwukrotnego wjazdu (czyli tak jak u Nas - ponownie tajską granicę będziemy przekraczać po przylocie z Wietnamu) - trzeba zapłacić podwojoną opłatę;/ Dokumenty - standardowo - wniosek + zdjęcie paszportowe.
Z wizą do Malezji i Singapuru nie było tyle problemu- ponieważ na mocy umów pomiędzy rządami- Nas Polaków one nie obowiązują ;)
Schody ponownie zaczęły się przy załatwianiu wiz do Wietnamu- dodzwonienie się do ambasady wietnamskiej graniczy z cudem- fax przełącza na tel. tel. na fax, a automatyczna sekretarka jest ciągle przepełniona. Postanowiliśmy skorzystać z usług serwisu wizowego i za niecałe 500 zł mieliśmy pięknie 2 wizy wklejone do naszych paszportów. Bez konieczności wyjazdu do Warszawy.
I to chyba tyle...napełnieni mnóstwem ilością wiedzy, spragnieni przygód i niezapomnianych wrażeń o 5 rano udajemy się na Okęcie.
(Zdjęcia znajdują się poniżej poszczególnego wpisu)