No i dotarliśmy do Torquay- nie pamiętam czy to była dokładnie ta data +- 1/2 dni. Tak czy inaczej jechaliśmy ponad 26 godzin. Jak dla mnie extra- ponieważ każdy kto mnie zna wie,że cierpię na "adhd" przestrzenne ;) Jechaliśmy w czwórkę, droga była iście wymarzona. Niemcy, Belgia, Holandia, Francja, spóźniliśmy się kilka minut na prom- więc musieliśmy czekać na kolejny jakieś 2,5 godziny; ale dobre humory Nas nie opuszczały, więc był to dla Nas żaden problem. Jesteśmy w Dover- pierwsze wrażenie- hmmm inny świat- ależ się cieszyłam- mając w pamięci to, że o mały włos, a Wyspy stały by się dla mnie domem na wiele wiele lat.
Ciesząc się tym co przede mną- miałam w pamięci obraz Polaków= którzy po spędzonym "holideju" wracali do Anglii do pracy. Biegające małe dzieci- nie będące świadome zmian.. eh, byliśmy chyba jedynymi Polakami na promie- którzy jechali do Anglii na wczasy, nie do pracy. To bardzo przykre. Długo nad tym myślałam...